Opuscilismy Khajuraho i chcielismy udac sie w poszukiwanie tygrysow. W tym roku ich nie zobaczymy. Po skalkulowaniu na dworcu kolejowym w Satnie doszlismy do wniosku, ze dostanie sie do ktoregos z parkow i wydostanie sie z niego zajmie nam za duzo czasu, a bardzo juz chcemy jechac nad morze. Z tymi pociagami nie lada waraictwo, najpierw trzeba sie dowiedziec co kiedy i o ktorej (co nie jest takie proste, bo np. pan w okienku ma cos w ustach i zupelnie mu to nie przeszkadza w rozmowie po angielsku), pozniej trzeba wypelnic formularz na ktorym sa rozne dane dotyczace pociagu, ciebie i wszystkich z ktorymi jedziesz. Pozniej okazuje sie ze nie ma wolnych miejsc, ale moga wpisac cie na liste oczekujacych, co w praktyce wyglada tak, ze albo masz szczescie tak jak my i w pociagu z Satny do Jabalburu pan konduktor zabral nas do klimatyzowanego wogonu (za dodatkowa oplata oczywiscie, ale lepsze to niz siedzenie przez 3 h w przejsciu przy kiblu). Mozna tez zalapac sie z listy oczekujacych na lozko w wagonie, co w naszym przypadku mialo miejsce w podrozy z Satny do Jabalpuru. W Jabalpurze kalkulowlismy, ze moze by tak udac sie do innego parku przyrody, ale rowniez z perspektywy czasu okazalo sie to byc nie oplacalne. Tym o to sposobem wyladowalismy w tej dziurze, w smierdzacym hotelu, po ktorym biegaly myszy (na szczescie przemek powiedzial mi o tym po opuszczeniu hotelu) i prawie przez czly dzien (nie liczac wyjsc do restauracji) ogladalismy telewizje. Wieczornym pociagiem wyruszylismy do Jalgaonu.
Hotel 500 Rs/pokoj - byla 1 w nocy i w trzech poprzednich nie bylo miejsca - nie bierzcie nigdy pokoju z wykladzina w pokoju to chyba ona tak smierdziala, poza tym chcieli ten odor zabic pastylkami, ktorych zapach mozna by porownac do Lizolu.