Stwierdzilismy, ze nie ma sensu za dlugo pozostawac w tym samym miejscu i wybralismy sie na ponoc bajeczna plaze w Palolem. Rano zjedlismy sniadanko i beztrosko ruszylismy na autobus do Margao ok 6 km od Benaulium, zeby z tamtad udac sie do Palolem (40 km).
W Margao dowiedzielismy sie ze nie ma bezposredniego autobusu do Palolem i nalezy sie udac do Chutney i z tamtad ok 2 km riksza do celu. W trakcie podrozy autobusem stanelismy w korku. Zrobilo sie wielkie zamieszanie, nikt nie wiedzial o co chodzi jakis pan podszedl do naszego kierowcy, ktory zaczol zawracac, nakrzyczal a pozniej spral go po glowie. Mniej, wiecej chodzilo o to, ze ktos stukl cos w hinduskiej kapliczce nie tak znowu blisko drogi i miejscowi hindusi postanowili zablokowac droge. Niedalo sie przejechac, ani przejechac. W autobusie poznalismy zmierzajacego do Palolem hindusa, z ktorym ucieklismy z autobusu (podobno ludzie na goa bardzo lubia sie bic) nim zrobilo sie za goraco. Goraco i tak bylo bo musielismy sie cofnac na piechote ok 2 km do skrzyzowania gdzie jacys hindusi (niewiadomego wyznania) pomogli nam zatrzymac autobus. No i stalismy tak sobie ok godziny w zatloczonym autobusie, obok nas stal gosciu i trzymal ryby w reklamowce. Po dotarciu na miejsce zaczelismy sie rozgladac za czyms do spania. Slyszelismy, ze jest tam duzo niedrogich chatek z widokiem na morze. Chatki byly, tylko ze wiekszosc w budowie, a reszta zajeta. Po kilkudziesieciu minutach poszukiwan Przemek poszedl z kolega hindusem szukac noclegu a ja zostalam pod palma. W koncu znalezli nie chatki, ale pokoje. Mamy widok na morze i metr do kosciola:). Po tym wszystkim zastanawialismy sie czy bylo warto?
Warto, plaza w Palolem jest bajeczna.